Prawo to nie „dupokrytka”
Tuesday, June 17th, 2014
Wiem; miałam poczekać do poniedziałku z kolejnymi sprawami i dać ludziom odpocząć; nie dało się, bo przyszedł ten list.
Zamieszczam go w całości, jedynie bez podpisu Autora, nie tylko dlatego, że nie otrzymałam na to Jego zgody; także dlatego, że nie sądzę, aby sytuacja Autora i Jego dziecka była w tym kraju wyjątkowa. Jest problem i trzeba go rozwiązać z szacunkiem dla jakości życia ludzi tym problemem dotkniętych; bez pozbawiania prawa do wszelkich radości życia nie wyłączając pracy, towarzystwa, przyjaźni, miłości i seksu, bez wykluczania ze społeczeństwa, bez skazywania na wieczny domowy areszt i bez doprowadzania do bankructwa rodziny.
Zamieszczam go i dlatego, że tak jak piszący do mnie Pan jest “zwyczajnym człowiekiem”, ja jestem zwyczajną prawniczką. Umiem wywieść z Konstytucji i innych przepisów standard postępowania, który nakazuje nie wykluczać i zapewnić każdemu z nas dobrą jakość życia. Umiem wskazać drogę sądową, która w przypadku zawinionego działania lekarzy podczas porodu powinna skutkować przyznaniem wysokiej sumy na pokrycie potrzeb osoby doświadczonej i jej rodziny. I wiem, że w polskich warunkach to może być nie tylko droga przez mękę, ale i czas, które człowiek dotknięty porażeniem i jego bliscy – nie mają.
Mam nadzieję, że sprawę nagłośnimy bo potrzeba tu i zmiany myślenia i zmiany polityki społecznej, podejścia i wreszcie sprawienia, by prawo nie służyło jako dupokrytka dla urzędników na pokrycie ich indolencji i lekceważenia dla jakości każdego życia.
Prawo to nie dupokrytka, żeby nim zasłaniać bezduszność, bezmyślność i złe bo nieludzkie decyzje, które za nic mają dobrą jakość życia zwyczajnych ludzi.
Prawo, prawo w państwie praworządnym, to instrument do realizowania zasady dobrego życia we wspólnocie ludzie traktowanych stosownie do ich sytuacji, tak by w efekcie nie mieli gorszej jakości życia niż ci, którzy doświadczają deficytów o jakich mowa w liście.
Liczę na dziennikarzy, że pomogą zająć się problemem i go rozwiązać. Liczę na urzędników, którzy są wrażliwi, znają podobne sprawy i potrafią je rozwiązać. Liczę nie tylko na głosy lepiej wiedzących niż ja, jak skutecznie skłonić urzędy do działania. Liczę też na dobre przykłady, które w razie indolencji urzędów nieczułych na to, że mają ludziom służyć, podpowiedzą co robić, by Premier wychodząc na mównicę i mówiąc o tym jak jest wspaniale, nie musiał się przy tym czerwienić ze wstydu.
Szanowna Pani Profesor
Zwracam się do Pani jako zwyczajny człowiek, który czasem nie wie co ma począć. Proszę Panią o pomoc-radę w poniższej sprawie.
Mój syn urodził się w 1990 roku. Ktoś jednak czegoś nie dopilnował i w ten oto sposób mam syna, który od urodzenia jest niepełnosprawny w stopniu znacznym – przykuty do wózka inwalidzkiego. Od trzeciego roku życia uczęszcza do Ośrodka rehabilitacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych. Przez te wszystkie lata za pobyt dziecka w Ośrodku płaciłem z własnej kieszeni. Pobyt w Ośrodku trwa od poniedziałku do piątku w godzinach 8-14.
W ubiegłym roku zostałem poinformowany, że mój syn będzie musiał zakończyć swoją przygodę w ośrodku ze względu na wiek, w czerwcu 2014 roku. Po zastanowieniu się co dalej, postanowiłem nawiązać kontakt z ośrodkiem, którego uczestnikami są osoby dorosłe niepełnosprawne, chcę żeby syn nie tracił kontaktu z tym środowiskiem, mówiąc kolokwialnie, nie chcę żeby resztę życia spędzał w czterech ścianach domu.
Po wcześniejszym wykonaniu telefonu umówiłem się z kierownictwem tego ośrodka na spotkanie, chciałem wstępnie ustalić do jakiej grupy można będzie go przydzielić, mam na myśli warsztaty terapii zajęciowej lub środowiskowy dom samopomocy. Rozmowa toczyła się w świetnej atmosferze do czasu, aż usłyszałem, że w tym przypadku dużo zależy od MOPSU! Pytam dlaczego? Na to usłyszałem, że muszą przeprowadzić wywiad w domu, muszą sprawdzić dochody rodziny i jeśli wszystko będzie dobrze, to dostanę zgodę/decyzję na trzy miesiące, a jak przez te trzy miesiące wszystko będzie dobrze, to następna zgoda/decyzja będzie na sześć miesięcy.
Mój syn przez ponad dwadzieścia lat uczęszcza do obecnego ośrodka, ale nigdy nie było tak, żeby opieka społeczna decydowała o tym czy dziecko nadaje się czy nie. Na miły Bóg, ja się pytam, jakie uprawnienia posiada MOPS, żeby mógł decydować czy schorzenie, kalectwo mojego dziecka dopuszcza lub dyskwalifikuje go z uczestnictwa w zajęciach! Z całą pewnością nie chodzi tu o finanse!
Po tym spotkaniu zacząłem się zastanawiać nad tym, komu tak na prawdę zależy żeby zaglądać do moich garnków i portfela, i dlaczego za to, że chcę żeby mojemu dziecku żyło się lepiej, ktoś chce mnie upodlić i rzucić na kolana. Ciągle zadaję sobie pytanie: to gdzie ja w końcu chcę zapisać dziecko, do Ośrodka czy do MOPSu? Przecież ja nie składam prośby o dofinansowanie, więc tym bardziej nie rozumiem. Ponadto chce dodać, że Pani Pełnomocnik ds. niepełnosprawnych też jakoś nie może podać podstawy prawnej, która mówiłaby o tym, że o przyjęciu dziecka do Ośrodka decyduje MOPS po wcześniejszej lustracji mojego domu.
z wyrazami szacunku